Smutno mi i zarazem radośnie, a to z powodu wydarzeń z ostatnich dwóch dni, wydarzeń z własnego podwórka, rzecz jasna. Wczoraj, jak każdego dnia obudzona pianiem Mariusza, w bardzo dobrym nastroju, ruszyłam do boju :). Sąsiadów nie mamy wielu, a konkretnie tylko z jedną panią graniczy nasza posesja, dzieli nas niestety bardzo nieładny murek, który mam nadzieję za kilka lat zakryje bluszcz. Niestety w chwili obecnej ta część ogrodu nie była atrakcyjna, od lat rosły tam brzozy, których korzenie uniemożliwiają posadzenie większych roślin. Długo myślałam jak owe miejsce ożywić i siłą własnej pracy oraz pomocy mojego brata uzyskałam coś, co mnie może nie oszałamia ale cieszy:). Wczorajszy ranek poświeciłam na ciężką pracę, zwożąc i rozsypując kamyki na planowanej rabacie, sadząc roślinność i .... zmieniając co chwila własna koncepcję:).
Z całą pewności coś dosadzę, przesadzę i nie spocznę, póki efekt nie będzie zadowalający, następnym krokiem jest przemalowanie ławeczki, koniecznie na biało,.....
Zmęczona z obolałymi plecami, ale nadal z wielkim zapałem, ociekając potem, że o osach i drapiących gałęziach nie wspomnę, zrywałam wiśnie w celu sporządzenia rewelacyjnych w smaku konfitur:) mniam...... Wszystko układało się pomyślnie, nawet starczyło czasu na wypad nad jeziorko, żeby Olga mogła poćwiczyć pływanie. Schody zaczęły się wówczas, kiedy zorientowałam się, że połowa moich ciężko zdobytych wiśni jest.......robaczywa, poza tym drylownica zamiast drylować, wypluwała wisienkę, co prawda wisienka miała piękna dziurkę, ale i.... pestkę wewnątrz. Uciekłam się wówczas do sposobu, który pokazała mi koleżanka, a więc drylowałam owoce przy pomocy wsuwki do włosów:). Mimo wszystko starałam się utrzymać pozytywny nastrój, jednak kiedy przy wieczornym obejściu, okazało się, że jednej kury brak, miałam dość. Najbardziej było mi jednak smutno dziś rano, kiedy okazało się, że kura zwana przez nas "Kierowniczką" zginęła w paszczy naszego psa! No cóż, zachciało jej się przejąć rządy nad psią miską, jak sądzę:(. Szkoda mi tej kury, bo znosiła nam pyszne zielone jajeczka............
Ale jest światełko w tunelu:), kura "Mamuśka" niedługo będzie miała swoją małą gromadkę, dziś bowiem trzy jajeczka zaczęły pękać:), to znaczy, że trzy małe dziobki wewnątrz skorupki mocno pracują:). Trzymamy za nie kciuki:)
Niezawodna Kasia poinstruowała nas, jak zająć się tymi maleństwami , za co bardzo dziękujemy. Kurczaki Kasi i Karola są już bardzo rezolutne, wystarczy chwila nieuwagi i dają nogę spod własnego "namiotu", nie są jednak tak szybkie jak właściciele:). Ale piękne są, nie mogłam się na nie napatrzeć....
Ciekawe jakie będą nasze własne:). Czekamy cierpliwie.