Kiedy Olga była malutka mój mąż przywiózł jej z podróży małego pluszowego kota, odtąd zapałała do kotów miłością ogromną. Nie ma znaczenia, czy kot jest prawdziwy, pluszowy, czy widnieje jako nadruk na ubranku, jest zakładką do ulubionej książki, czy gumką do włosów. Koty otaczają Olgę zewsząd. Najlepiej jeszcze kiedy są niebieskie, lub mają jakiś akcent w tymże kolorze:)
Dziś zapragnęłam sprawić Malutkowi niespodziankę i wykorzystując stare lniane spodnie i nieużywaną już koszulę męża uszyłam jej nowego.....kota:)
Po pierwszych czułych przymiarkach, doszłyśmy do wniosku, że kociakowi potrzeba uśmiechu:)
Planowałam jeszcze przyczepić mu jakąś łątkę na uchu, ale Olga zaakceptowała go takim, jakim go stworzyłam. Jej radość, to dla mnie największa nagroda:)
Miłego weekendu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz:)