Ot zachciało się babie świeżych jaj na śniadanie i kupiła sobie kury... Niby nie jest to skomplikowane zajęcie, a jednak wiele się muszę jeszcze nauczyć!
Krótka historia o łapaniu uciekinierki:)
Nasze kury mieszkają w kurniku z zagrodą, jednak kiedy wracamy z pracy wypuszczamy je do ogrodu, żeby pojadły sobie ulubionych smakołyków. Ten układ do przedwczoraj był akceptowany przez obie strony, ale nasze kury postanowiły ustanowić własne zasady i tak oto kura zwana "Kierowniczką" pewnego dnia nie mogąc doczekać się wychodnego, dała nogę. Przy użyciu własnych skrzydeł przefrunęła zagrodę i....... poszła w szkodę. Trzeba było ją złapać.....i tu wyszła moja nieporadność, okazało się bowiem, że ja się zwyczajnie bałam chwycić to cudne ptaszysko:( Nie poddałam się jednak i w efekcie schwytaliśmy Kierowniczkę odprowadzając ją do stadka! Gdyby ktoś jednak obserwował nasze nieudolne poczynania .......ból brzucha murowany!:)
O proszę jak spiskowały:)
Na szczęście warzywnik jest odgrodzony od intruzów i nie uległ rozgrzebaniu, tak jak moja maciejka:(
W moim warzywnym ogrodzie zapanował ład, wzięłam się bowiem do pracy i wypowiedziałam wojnę chwastom:), pewnie i tak polegnę, ale na chwilę obecna mogę chodzić z podniesioną głową:)
Od kilku dni zbieram już pierwsze dojrzałe pomidorki, delektujemy się nimi, bo to prawdziwy rarytas!
Każdego lata na początku owocowania zajadamy się nimi, później zaczną powstawać przeciery, keczupy i ubóstwiane przez całą rodzinkę suszone pomidorki w oliwie..mniam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz:)